wtorek, 21 czerwca 2011

Pozytywnie


Pozytywnie nie zawsze znaczy najlepiej ;)
Ooo!
Przekonałam się o tym ostatnimi czasy nie raz .

To nie tak, że jestem zwolenniczką tresury , musztry i metod gestapowskich w szkoleniu psów. O nie!
Jestem przede wszystkim za jasnymi regułami stawianymi psu i za konsekwencją w wychowywaniu.
Nagradzaniem tego co jest zgodne z moimi oczekiwaniami.

Fuksio wychowywany był praktycznie tylko pozytywnie, a jedyna korektą jaką stosowałam do zdyscyplinowania kundla, czy zaznaczenia, że dane zachowanie mi się średnio podoba było słowo "Eee"
I działało!
Oduczenie gonienia rowerów, samochodów, dzieci na rolkach poszło wyjątkowo prosto, chociaż może i było to  długotrwałe i mozolne. Wystarczyło w Sztruksie wyrobić schemat - rowerzysta, motor, biegacz - spojrzenie na pańcię - szarpanie piłką.
Banalne!
W ten sposób rozwiązywaliśmy wszelkie problemy, które wychodziły w praniu. I tak się nam fajnie i przyjemnie żylo.

Co tu dużo mówić, ściemniać nie będę, Może i nie wydawało mi się, że jestem geniuszem szkoleniowym.....
Lecz z pewnościa ubzdurałam sobie, że bez problemu wychowam takie fajne zwierzątko, chętne do współpracy, które border collie się  zwie.

Aż tu nadszedł taki dzień, że pojawiła się w moim domu Asta :)

Wszystko było super, fajnie do momentu dopóki była małym słodkim papisiem. ,czyli gdzieś do jej 4  miesiąca życia.
Wtedy pojawiło się gonienie samochodów i innych szybko poruszających się obiektów. Problem był mi znany po wcześniejszych perypetiach z fuksinskim.
Tyle, że życie czasami zaskakuje ;) Mój bardzo łupowy, żarłoczny i nastawiony na współprace border collie, głeboko gdzieś miał wszelkie moje komendy oraz cudowny zestaw zabawkowo - jedzeniowy - tak w zestawieniu ogólnym. Walczyłam z tym jej idiotycznym zachowaniem długo. Raz pojawiało się światełko w tunelu, pózniej znikało...
Czasami mi  się nawet wydawało, że Astowa już jest w stanie pracować przy tak silnym dla niej rozproszeniu. No cóż było to złudne wrażenie.

Finał ten historii jest taki, że Astowa pewnego dnia dostała piękny opiep... taki naprawde solidny, było i szarpnięcie smyczą.
Nie powiem, że jej zachowanie od tego dnia się zmieniło, ale przełom nastąpił. Wystarczy teraz ja delikatnie szarpnąć i już znów mamy powrót mózgu na swoje miejsce.
Logicznym  jest to, że wciąż pożądane zachowania są nagradzane, co nie zmienia faktu, że teraz dopuszczam do swojej świadomości dosadniejsze pokazywanie tego co mi się nie podoba niż słowna korekta.

Podobne rozwiązanie zastosowałam jeszcze w dwóch sytucjach - wymuszanie mojego zainteresowania poprzez bezsensowne darcie paszczy oraz ciągnięcie na smyczy.

Na pewno fajniej jest stosować tylko pozytywne metody, ale zaczynam skłaniać się do wniosku, że czasami się tak nie da. Ważnym jest zachowanie we wszystkim umiaru. Nie zawsze  da sie wychować czworonoga tylko poprzez  świergotanie do niego i obsypując go nagrodami.
Ciekawym tematem jest tez to czy wydawanie psu komendy zirytowanym , podniesionym tonem głosu, po czym nagradzanie psa, jest czy nie jest pozytywnym szkoleniem. Przecież to nic innego jak wywieranie presji psychicznej.
Interesującym jest też widok zestresowanych, stłamszonych psów, szczególnie o delikatniejszej, wrażliwszej psychice, wychowywanych czysto pozytywnie. Czyżby sposób bycia opiekuna, miał tu znaczenie ?
W sumie nie zdziwiłabym się.
Bo tak na chłopski rozum, jeżeli przebojowy, wielki facet - perfekcjonista, w dodatku o gburowatym głosie  stanie się właścicielem delikatnego szelciaka, to w sumie nic fajneggo z tego wyjść nie może

Tak mnie naszło na takie mało sympatyczne rozważania po pobycie na psim wybiegu, gdzie i były obecne wychowywane bezstresowo goldenki i terroryzowane przez wlaścicieli pinczerko - ratlerki.



I dla rozluznienia atmosfery Fuksowaty i Astowa portretowo ;)





6 komentarzy:

  1. "Ciekawym tematem jest tez to czy wydawanie psu komendy zirytowanym , podniesionym tonem głosu, po czym nagradzanie psa, jest czy nie jest pozytywnym szkoleniem" - to jest raczej ogólnie głupi pomysł, sygnał braku nagrody powinien być wypowiadany normalnym głosem ;)
    "Interesującym jest też widok zestresowanych, stłamszonych psów, szczególnie o delikatniejszej, wrażliwszej psychice, wychowywanych czysto pozytywnie" - jest pozytywne i pozytywne szkolenie. To, że ktoś twierdzi, że tak szkoli nie znaczy, że tak na prawde jest , że się na tym zna itd. itp.

    Zgadzam się z tym, że nie wszystko da się zrobić pozytywnie. Zwłaszcza, jeżeli pies np. z ganiania aut ma radoche, to wtedy to jest dużo większy motywator niż jakieś smaczki. Wtedy trzeba sprawić , żeby to co było przyjemne, stało się mniej przyjemne, mniej opłacalne. Prawda jest taka, że do każdej sytuacji trzeba osobno dobrać odpowiednie metody :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Często zdarza się widzieć psy wychowywane pozytywnie, a tak potwornie stłamszone psychicznie przez różne kantarki, wyciszanie i wyspokajanie, że to chyba najbardziej przykry widok, jaki znam. Pies zupełnie bez życia, bez własnego zdania, nie okazujący radości, bez spontaniczności i jakiejkolwiek chęci do życia...

    Nie mówię, że takie metody są złe. Byleby nie pójść w nich w jakąś chorą przesadę. Wszystko trzeba robić z umiarem. A metodę do psa wybierać indywidualnie, a nie zakładać, że skoro pozytywna to nagradzanie, to nie wyrządzi żadnemu psu krzywdy. Może - tak samo jak źle użyta kolczatka, czy metody skrajnie awersyjne, gdzie psa nie motywuje się li jedynie tłucze.

    Pozdrawiam i życzę kolejnych sukcesów szkoleniowych ;) ,
    Zuza

    OdpowiedzUsuń
  3. No smaczkami można zrobić psu krzywde - przekarmić :P
    kantarek to nie jest tak w zasadzie zbyt pozytywny . IMO nie da się tego tak podzielić szkolenie pozytywne i tradycyjne, to się wszyskto zazębia. Też zależy kto co uważa za pozytywne szkolenie. Bo to jest tak enigmatyczny termin, że ile osob tyle pozytywnych szkolen ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No smaczkami to chyba nie tylko przekarmić;p
    Klikając czy obojętnie cokolwiek robiąc z psem wywierasz na psa presje - psychiczna. Jakies oczekiwania od niego masz. O przegięcie nie trudno. A potem masz psa hiperaktywnego, nieumiejącego sie wyciszyć bądz drugi wariant zwiewającego w popłochu na widok klikera w rece. Umiar ponad wszysko ;)
    A kantarek o chyba najstraszniejsze urzadzenie jakie czlowiek wymyslil. Psów zestresowanych w momencie zakladania kantarka widzialam multum, a zadnego na widok kolczaki. A przeciez to i to kojarzy sie psu ze spacerem, wiec teoretycznie z przyjemnoscia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się na pozytywnym szkoleniu poślizgnęłam i przejechałam przy własnym psie. I zobaczyłam, że ewidentnie nie da się wszystkiego wyklikać, wysmaczyć i przekierować. Czasami i szarpnąć i opieprzyć trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem metodę szkolenia trzeba dobierać indywidualnie do psa, a nie trzymać się tylko jednej metody. Poza tym nie da się dobrze wyszkolić psa używając tylko nagród, albo tylko kar. Wszystko trzeba stosować z umiarem.

    OdpowiedzUsuń