Pozytywnie nie zawsze znaczy najlepiej ;)
Ooo!
Przekonałam się o tym ostatnimi czasy nie raz .
To nie tak, że jestem zwolenniczką tresury , musztry i metod gestapowskich w szkoleniu psów. O nie!
Jestem przede wszystkim za jasnymi regułami stawianymi psu i za konsekwencją w wychowywaniu.
Nagradzaniem tego co jest zgodne z moimi oczekiwaniami.
Fuksio wychowywany był praktycznie tylko pozytywnie, a jedyna korektą jaką stosowałam do zdyscyplinowania kundla, czy zaznaczenia, że dane zachowanie mi się średnio podoba było słowo "Eee"
I działało!
Oduczenie gonienia rowerów, samochodów, dzieci na rolkach poszło wyjątkowo prosto, chociaż może i było to długotrwałe i mozolne. Wystarczyło w Sztruksie wyrobić schemat - rowerzysta, motor, biegacz - spojrzenie na pańcię - szarpanie piłką.
Banalne!
W ten sposób rozwiązywaliśmy wszelkie problemy, które wychodziły w praniu. I tak się nam fajnie i przyjemnie żylo.
Co tu dużo mówić, ściemniać nie będę, Może i nie wydawało mi się, że jestem geniuszem szkoleniowym.....
Lecz z pewnościa ubzdurałam sobie, że bez problemu wychowam takie fajne zwierzątko, chętne do współpracy, które border collie się zwie.
Aż tu nadszedł taki dzień, że pojawiła się w moim domu Asta :)
Wszystko było super, fajnie do momentu dopóki była małym słodkim papisiem. ,czyli gdzieś do jej 4 miesiąca życia.
Wtedy pojawiło się gonienie samochodów i innych szybko poruszających się obiektów. Problem był mi znany po wcześniejszych perypetiach z fuksinskim.
Tyle, że życie czasami zaskakuje ;) Mój bardzo łupowy, żarłoczny i nastawiony na współprace border collie, głeboko gdzieś miał wszelkie moje komendy oraz cudowny zestaw zabawkowo - jedzeniowy - tak w zestawieniu ogólnym. Walczyłam z tym jej idiotycznym zachowaniem długo. Raz pojawiało się światełko w tunelu, pózniej znikało...
Czasami mi się nawet wydawało, że Astowa już jest w stanie pracować przy tak silnym dla niej rozproszeniu. No cóż było to złudne wrażenie.
Finał ten historii jest taki, że Astowa pewnego dnia dostała piękny opiep... taki naprawde solidny, było i szarpnięcie smyczą.
Nie powiem, że jej zachowanie od tego dnia się zmieniło, ale przełom nastąpił. Wystarczy teraz ja delikatnie szarpnąć i już znów mamy powrót mózgu na swoje miejsce.
Logicznym jest to, że wciąż pożądane zachowania są nagradzane, co nie zmienia faktu, że teraz dopuszczam do swojej świadomości dosadniejsze pokazywanie tego co mi się nie podoba niż słowna korekta.
Podobne rozwiązanie zastosowałam jeszcze w dwóch sytucjach - wymuszanie mojego zainteresowania poprzez bezsensowne darcie paszczy oraz ciągnięcie na smyczy.
Na pewno fajniej jest stosować tylko pozytywne metody, ale zaczynam skłaniać się do wniosku, że czasami się tak nie da. Ważnym jest zachowanie we wszystkim umiaru. Nie zawsze da sie wychować czworonoga tylko poprzez świergotanie do niego i obsypując go nagrodami.
Ciekawym tematem jest tez to czy wydawanie psu komendy zirytowanym , podniesionym tonem głosu, po czym nagradzanie psa, jest czy nie jest pozytywnym szkoleniem. Przecież to nic innego jak wywieranie presji psychicznej.
Interesującym jest też widok zestresowanych, stłamszonych psów, szczególnie o delikatniejszej, wrażliwszej psychice, wychowywanych czysto pozytywnie. Czyżby sposób bycia opiekuna, miał tu znaczenie ?
W sumie nie zdziwiłabym się.
Bo tak na chłopski rozum, jeżeli przebojowy, wielki facet - perfekcjonista, w dodatku o gburowatym głosie stanie się właścicielem delikatnego szelciaka, to w sumie nic fajneggo z tego wyjść nie może
Tak mnie naszło na takie mało sympatyczne rozważania po pobycie na psim wybiegu, gdzie i były obecne wychowywane bezstresowo goldenki i terroryzowane przez wlaścicieli pinczerko - ratlerki.
I dla rozluznienia atmosfery Fuksowaty i Astowa portretowo ;)